
14 września 1939 roku w Suffczynie stacjonował w ciągu dnia na odpoczynku 26 Pułk Ułanów Wielkopolskich.
Opis pobytu przez płk dypl. Ludwik Tadeusz Schweizera notatka z złożona w 1941 roku w Londynie: "Przez Dobryniec, Starą Wieś, Suffczyn osiąga pułk o godz. 9.00 wieś wschód Suffczyn, gdzie zatrzymuje się na odpoczynkach. W drodze wiadomości, że B.K. [Brygada Kawalerii] cofnęła się na południe od oficera taboru grupy Gromicki, gdzie - nie wie. Tabory wszystkie grupy zostały rozbite w rejonie Glinianka. Ponieważ przedtym już mówiono mi, że grupa ma iść do odwodu Nacz.Wodza w rejonie Lublin, decyduję maszerować szosą na Ryki - gdzie myślę spotkać grupę. O godz. 20.00 zaczynam marsz na Garwolin".
W swojej książce "Wojna bez legendy" wydanej w 1943 nakładem atuora:
14-ty września.
Marsz zacząłem zaraz po pólnocy. Noc była bardzo ciemna, droga na przełaj przez mokrawe łąki przykra, szczególnie dla wozów i dział, którym przeszkadzały liczne rowy odpływowe. W Dobrzyńcu most był zniszczony. Przeszlismy Świder obok niego w bród. O świcie, posuwając się południowym brzegiem Świdru, doszedłek do Sępochowa. Tu, kazałem napoć konie. Było około 4-ej. Zaledwie zatzymaliśmy się, dały się słyszeć częste serie strzałów, z kierunku szosy Wiązowna-Kołbiel, dokdległej o około 3-4 kilometry. Po napojeniu koni, ruszyłem w kierunku Starej Wsi. Gdy wyszliśmy na szośe obok majątku, spotkałem panicznie uciekające z kierunku Wiązowny wozy taborowe, niektóre z rannymi. Zauważyłem jakiś wóz 27. pułku ułanów. Chcąc dowiedzieć się o moich taborach, zatrzymałem go. Jaks ie okazało był to wóz płatnika. Ranny podoficer zameldował mi, że płatnik został zabity, że wszystkie tabory, które były w rejonie Wiązowny, żadnego rozkazu od Grupy gen. Andersa nie dostały. Dopiero strzały uprzytomniły mi sytuację. Zaczeęli sami odwrót, w czasie którego najechały ich czołgi niemieckie. Większość została zmasakrowana lub wzięta do niewoli, parę jedynie wozów wyratowało się. Kiedy i dokąd odeszła brygada nie wiedział.
Za Starą Wsią zboczyłem z szosy i doszedłem lasami na godzinę 9-tą przez Suffczyn do Gocławia. Ze względu na wielkie zmęczenie ludzi, którzy od 30 godzin nie spali, postanowiłe odpocząć tu do wieczora, poczem ruszyć w kierunku brygady, którą spodziewałem sie znaleźć patrolami w ciągu dnia. Z braku mapy wysłałem patrole na Garwolin i Pilawę według wskazówek ludności.
Wieś Gocław była przepełniona uciekinierami z Warszawy, pytającymi o radę i "rozbitkami" wojskowymi. Gospodarze prosili o pmoc przeciw samowoli tych ostatnich. Rozprężenie było widoczne, nieliczni oficerowie - apatyczni i bezradni.
Po południu przybył do wsi oddziałek z szumnym tytułem "batalion ckm". Składał się z 36 karabinów maszynowych, rzuconych po parę na chłopskich wozach. Do 24-ch z nich brakowało podstaw, a do 30 taśm amunicyjnych. Obługe stanowili sami rezerwiści, w części nie specjaliści. Nie był ow nim ani jednego oficera ani podoficera zawodowego. Dowódca - por. rez. około 45-lat - inzynier z Warszawy, był pełen zapału, patriotyzmu i energii, którymi nie mógł jednak nadrobić braków. Był to smutny przykład, jak wyglądały nietóre jednostki wysłane do walki przez dowództwo, które uważało je za zmobilizowane, w myśl zasady "we własnym zakresie".
Pod wieczór wróciły patrole. Meldowały, że nigdzie nie spotkały śladków brygady.
Za nimi przybył naczelnik stacji kolejowej Pilawa i prosił, by zabrać machorkę ze składów stacyjnych, gdzie był już patrol niemiecki. Wysłałem wóz z plutonem, który miał dołączyć do mnie na szosie garwolińskiej. - Dzięki temu, puł, do końca prawie działań, miał tytoń.
O zmierzchu przybyli uchodźcy z Kołbieli. Przed ich przybyciem łuna zwiastowała przyjscie tam Niemców. Opowiadali o czołgach i piechocie w miasteczku.
Sytuacji ogólnej nie znałem zupełnie. Z szybkości odwrotu grupy gen. Andersa, bez zawiadomienia pułu i taborów - jako też z nieobecności brygady w rejonie Garwolina - wnioskowałem, że przyczyną tego była wielka przewaga nieprzyjaciela. Z pobytu w Mlądzu wiedziałem, że Wisła nie jest broniona. Wiedziałem, że nieprzyjaciel jest w Kołbieli. Mogłem się go spodziewać i z kierunku Latowicz i z przejść na Wiśle - słowem ze wszystkihc stron.
Postanowiłem w ciągu nocy przesunąć się w kierunku na Rynki. Spodziewałe się, że w tym regionie wpadne na ślad brygady. [...]
Miałem ze sobą dwa szwadrony, pluton ckm i baterię bez jednego działa. Czwarty szwadron, który był na rozpoznaniu i trzeci, który zbłądził - nie dołączyły. Po odliczeniu strat od początku wojny (1 oficer, 20 ułanów zabitych i rannych, 16 strat marszowych) miałem okoł 200 szabel i baterję
W tych warunkach zdecydowałem:
- dążyć do brygady unikając walki. Walczyć jedynie, jeśli wyminięcie nie przyjaciela jest niemożliwe, lub dgy powodzenie jest pewne.
- maszerować nocą ,w miarę możliwości bocznymi drogami i lasami, dla unikniecia zagrożenia lotniczo-pancernego.
- wobec braku map, maszerować bez rozpoznania, jedynie z bezpośrednji ubezpieczeniem kolumy.
Zbiórkę naznaczyłem na godzinę 20-tą."
płk dyplomowany Ludwik Tadeusz Schweizer urodzony 14 stycznia 1894 w Bursztynie (Ukraina) zmarł 28 lutego 1960 roku w Londynie, kawaler Orderu Virtuti Militari (1921).
Jako dowódca 26 pułku ułanów w składzie Nowogródzkiej Brygady Kawalerii uczestniczył w kampanii wrześniowej 1939. Przeszedł szlak bojowy od Lidzbarka, przez Płock, Nowy Dwór Mazowiecki, Garwolin, w walkach odwrotowych na Lubelszczyźnie wycofując się w kierunku Sambora. Po kapitulacji pułku przed Armią Czerwoną w rejonie wsi Władypol i rozwiązaniu przez generała Andersa Nowogródzkiej Brygady Kawalerii przeszedł z kilkoma żołnierzami granicę węgierską i został internowany. Następnie przedostał się do Francji i w marcu 1940 został dyrektorem nauk w Ośrodku Wyszkolenia Oficerów w Vichy, z którym w czerwcu tr. ewakuował się do Wielkiej Brytanii, gdzie służył w Polskich Siłach Zbrojnych. W 1941 przeniesiony w stan nieczynny. Po wojnie pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii.
Awanse: podporucznik (1914), porucznik (1916), rotmistrz (1920), major (1923), podpułkownik (1928), pułkownik (1937).
Służył w Polskich Siłach Zbrojnych, w jednostkach stacjonujących w Szkocji. Skonfliktowany z generałem Andersem, w 1943 opublikował własnym nakładem książkę wspomnieniową Wojna bez legendy, w której zawarł krytyczną ocenę działań swego przełożonego we wrześniu 1939.
Po wojnie pozostał na emigracji, mieszkał w Londynie.